Kiedy mój mąż był w pracy, bliźniak, o którym nigdy nie wiedzieliśmy, wrócił do domu i udawał, że jest nim
Kiedy Marissa otwiera drzwi, oczekując męża, wita ją ktoś, kto wygląda dokładnie jak on, ale coś jest nie tak. To, co zaczyna się jako przerażające spotkanie z oszustem, szybko przeradza się w rodzinną tajemnicę, której ani ona, ani jej mąż się nie spodziewali. To, co następuje, to napięte rozliczenie, na które nikt nie jest przygotowany.
Pukanie nastąpiło o 14:07
Pamiętam, jak szorowałam kuchenny panel, zanurzając się po łokcie w pianie o zapachu cytryny, i zastanawiałam się, czy Hayden nie zapomni kupić mleka owsianego po drodze do domu. Zazwyczaj tak robił, a do tego przynosił do domu croissanty.

Nie spodziewano się jednak, że wróci do domu przez kolejne trzy godziny.
Wytarłem wciąż wilgotne dłonie i podszedłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem, on już tam stał. Hayden miał na sobie szarą bluzę z kapturem, a na szyi wciąż wisiała mu służbowa smycz.
„Czemu wróciłeś tak wcześnie?” – zapytałem, czując, jak żołądek podchodzi mi do gardła ze zdumienia. „Wszystko w porządku?”
Mój mąż mnie nie pocałował. Po prostu wszedł do środka, jego wzrok błądził wokół mnie, jakby próbował zlokalizować przestrzeń.
„Źle się czułem, mój szef mnie puścił.”
Powoli zamknęłam za nim drzwi. Coś drgnęło w mojej piersi. Nie do końca alarm, ale… coś niepokojącego. Ale on nie pocałował mnie na powitanie. Nie nazwał mnie „kochanie”, „księżniczką” ani żadnym innym zdrobnieniem, którego regularnie używał.
Po prostu szedł korytarzem, jakby widział to miejsce po raz pierwszy.
„Coś się stało?” zapytałem.
Nie odpowiedział.
Poszłam za nim do naszej sypialni.
„Czego szukasz?” zapytałem.
Zatrzymał się, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o mojej obecności.
„Coś do pracy.”
„Ten konkretny?” zapytałem, unosząc brwi.
„Tak, tylko… daj mi chwilę, kochanie.”
Mój mąż nigdy wcześniej mnie tak nie nazywał. Nie „kochanie”.
Hayden nazywał mnie „Mar”, a czasem „Myszką”, kiedy czuł się dobrze. Nigdy, kochanie.